Witam Cię miły gościu.

Zaglądasz do mnie, jakże mi miło.
Zostaw komentarz, swój link, żebym mogła Cię odwiedzić, jeśli mnie zaprosisz.

Jeśli przemkniesz bez śladu, może nie będę płakać ale będzie mi smutno.


Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Stara miłość nie rdzewieje??? ( 27 )

W nocy wstawałam kilka razy, bo mimo liczenia baranów nie mogłam zasnąć.
Gdzieś około czwartej wyszłam po cichutku na podwórku. Robiło się już jasno. Za chwilę przyszedł brat i usiadł koło mnie na ławce. Siedzieliśmy tak w milczeniu paląc papierosy. W pewnym momencie brat objął mnie za ramiona i powiedział
- No siostra, mów o co chodzi.
- O nic, wszystko gra - odparłam. - Spać nie mogę i to wszystko.
Brat popatrzył na mnie, zmrużył oczy i pokiwał głową.
- Ty chcesz mnie, starego wróbla na plewy brać? - klepnął mnie lekko w plecy. - Za dobrze cię stara znam. Coś z Kubą... - zawiesił głos. - Gadaj tu zaraz, tylko całą prawdę.
Chwilę milczałam zastanawiając się czy mu powiedzieć o wszystkim. Zdecydowałam, że powiem. W końcu komu mam się zwierzyć jak nie bratu. Ciekawa byłam jak on to wszystko oceni i co powie na moje zakusy, żeby nakłonić Kubę do upomnienia się o forsę.
Dość szczegółowo powiedziałam o wszystkim i czekałam co on na to.
Brat milczał. Po chwili wstał i zaczął krążyć wokół ławki. To był jego sposób na pomaganie sobie w myśleniu. Robił tak odkąd pamiętam. Po którymś okrążeniu, stanął przede mną i powiedział tylko trzy zdania.
- Zostaw to. Kuba ma rację. To już przeszłość, a ty daj sobie spokój.
- Mirek ale przecież - próbowałam tłumaczyć. - On został wrobiony....
Brat położył mi dłoń na ustach i jeszcze raz powtórzył
- Zostaw to, bo będziesz żałować. Nie ma tematu. Idziemy spać.
- Jeśli tak uważasz, to chyba cię posłucham - niechętnie przytaknęłam, wstając z ławki. - Dziękuję Mirciu. Dobrze, że ci powiedziałam. Chyba już mi trochę lżej na duszy. Masz rację, to w końcu nie moja sprawa. Widzisz, jak mi się przydałeś.
Mirek objął mnie i śmiejąc się powiedział
- Starucho, od tego masz brata, żeby nie robić głupot. Prawdę mówię?
- Prawdę, prawdę braciszku, tylko z tą staruchą to przesadzasz - udałam obrażoną.
- Staruszko, będzie lepiej? - znowu się roześmiał i dał mi kuksańca w bok.
- Głupek - odcięłam mu się. - Masz szczęście, że cię lubię i jesteś młodszy, a ja młodszych nie biję. Zmykaj do żony.
Często tak droczymy się z sobą. Kiedy byliśmy dziećmi, to biliśmy się prawie codziennie. Rodzice nie mogli sobie z nami poradzić. Awantury wybuchały w najmniej spodziewanych sytuacjach. Ja, jako starsza chciałam nim rządzić, za przyzwoleniem rodziców, a on uparciuch nie pozwalał na to. tak było do czasu aż Mirek nie wyprowadził się z domu. Po ślubie zamieszkali ze Stasią w innym mieście i nagle zaczęliśmy za sobą tęsknić. Staliśmy się sobie bliscy i niezastąpieni w wielu sprawach. Czasem sami się nad tym zastanawiamy, dlaczego tak było źle, w młodości między nami, a potem już tylko dobrze. Nie mamy na to odpowiedzi. Ważne, że jest dobrze i oby tak było zawsze.
Brat chociaż młodszy o trzy lata, ma u mnie same plusy. Jest fantastycznym facetem. Od bardzo dawna mówiłam w żartach, że gdybym spotkała mężczyznę podobnego z charakteru do brata, to gotowa byłabym zrobić dla niego wszystko, o co tylko by poprosił. Co tu dużo mówić, jest wierną kopią ojca, więc chyba dlatego tak trudno było mi zaakceptować moich partnerów życiowych. Dwa pozytywne wzorce, to za dużo żeby nie porównywać innych mężczyzn z nimi.
W sumie to dobrze, że przyjechali. Poznali Kubę, on ich, a ja dzięki bratu nie zrobię niewłaściwego ruchu. Pogodzona z sobą i wyciszona zasnęłam, mimo że już było całkiem jasno.
Obudził mnie dziwny dźwięk. Jakieś mruczenie, warczenie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Kubę znęcającego się nad aparatem do mierzenia ciśnienia.
- Co ty kotku robisz? - spojrzałam na niego i wstałam z łóżka, bo minę miał jakby mocował się z przeciwnikiem.
- Próbuję prezent od ciebie ale to tylko warczy i nic nie mierzy. Zobacz - podał mi aparat.- Chyba jest zepsuty.
- Kuba - wzięłam aparat i otworzyłam pokrywę baterii. - Spójrz, tu jest blokada baterii. Ten foliowy paseczek trzeba po prostu wyjąć i już.
-Aaaaa.. - pokiwał głową. - Skąd ja miałem o tym wiedzieć. Myślałem, że się zakłada na nadgarstek, włącza i będzie wynik, tak jak pokazano na opakowaniu .
- Wiesz co - warknęłam niegrzecznie. - Trochę techniki i się gubisz. Jak blondynka.
Chyba przesadziłam, bo Kuba zebrał się i wyszedł z pokoju. No dobra, przesadziłam ale czemu on jest taki tępy we wszystkim co jest trochę bardziej skomplikowane. Kurcze, przecież to inżynier, a nie dozorca, nie ubliżając dozorcom. Chociaż teraz każdy kto tylko chce, potrafi się posługiwać takimi przedmiotami. To proste jak drut. Wstałam naładowana jak chmura gradowa. Tak mi było fajnie gdy się kładłam spać, a teraz dostaję wściku. Jestem niewyrozumiała, wiem ale jak można się nie wściekać na takie indolenctwo. Toż dzieci więcej potrafią.
Ochlapałam się pod prysznicem i wyszłam z łazienki już udobruchana. Nawet podeszłam do Kuby i cmoknęłam go w policzek z krótkim - Przepraszam, źle spałam.
Uśmiechnął się, to znaczy, że zostało mi wybaczone.
Przy śniadaniu humory nam powróciły. Brat opowiadał przeróżne śmieszne historie ze swojej pracy, Kuba też się rozkręcił. Zauważyłam, że brat odnosił się do Kuby z większą serdecznością niż wczoraj. Chyba to efekt moich zwierzeń. Podobało mi się to, a Kuba jakby poczuł się pewniejszy, bardzie dowartościowany. A kiedy razem zaczęli naprawiać oberwane rynny i naciągać obwisły drut naciągowy od siatki, to widać było, że są w świetnej komitywie. Bratowa nie mogła wyjść z podziwu.
- Popatrz Grażynko - mówiła konfidencjonalnym szeptem. - Miruś, taki ostrożny w nawiązywaniu nowych znajomości, a Kubę traktuje tak, jakby się od dawna znali. To mu się zdarza bardzo rzadko .
- Traktuje go już jak szwagra - zażartowałam. - To dobrze, bo i Kuba czuje się pewniej. A wiesz, że on obawiał się spotkania z wami.
- Ty poważnie myślisz o małżeństwie z Kubą - niespodziewanie spytała. - Nie lepiej jeszcze poczekać?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem, bo zabrzmiało to tak, jakby wątpiła w prawdziwość naszych uczuć i planów.
- A co, masz coś przeciwko?
- Nie mam nic przeciwko, tylko uważam, że powinniście bliżej się poznać, zżyć - odparła i popatrzyła na mnie jakoś tak badawczo, jakby oczekiwała zwierzeń.
Zastanowiłam się czy aby brat nie powiedział jej o Kubie ale chyba nie, bo obiecał, że zatrzyma to dla siebie, a on nie mówi słów na wiatr. Być może zapytała tak po prostu, w dobrej wierze.
- Stasiu, też przez jakiś czas zastanawiałam się nad tym samym ale na co mamy czekać - starałam się mówić spokojnie i przekonywająco, chociaż w chwili gdy to mówiłam, poczułam, że sama nie jestem tak na sto procent pewna. - Zresztą, nie zamierzam brać ślubu tak od razu - dodałam. - Może najpierw pomieszkamy razem parę miesięcy i zobaczę jak będzie wyglądało nasze życie, jak to się mówi, w przydeptanych kapciach.
Bratowa uniosła brwi, jakby moje słowa ją zaskoczyły.
- Nie dziw się - mówiłam dalej. - Wiem, że to nie uchodzi, tak bez ślubu ale wolę tak, niż szybki ślub i potem żałować. Kuba chciałby już, bo dla niego to wygodne. Miałby żonę i nie byłby zdany tylko sam na siebie, jak do tej pory. Ale problem polega na tym, że ja jeszcze nie chcę przestać pracować, a on nie może wyjechać z Lublina. Musimy jakoś to pogodzić. Może wezmę ze dwa miesiące bezpłatnego urlopu i pojadę do niego, jak tylko mama będzie już po szpitalu.
- No to masz o czym myśleć - westchnęła i pokręciła głową. - Podziwiam cię, że w tym wieku chce ci się wchodzić w związek i brać na siebie takie obowiązki. Przecież teraz masz święty spokój. Żyjesz sama, robisz co chcesz, a jak będziesz z Kubą to skończy się wolność. Myślałaś o tym?
- Myślę, nie widać tego? - zaśmiałam się. - Pewnie, że myślę ale też myślę o tym, że może już nie spotkam innego faceta, a nawet gdyby, to nie wiem czy podjęłabym decyzję o związaniu się na stałe, po prostu bałabym się. A Kuba, jest mi bliski i znam go od dawna i co tu dużo mówić, chcę być z nim i już.
- A jak wam nie wyjdzie? - drążyła bratowa. - Co wtedy?
- Eeee, nie kracz - obruszyłam się. - Co ma nie wyjść. Dajmy już spokój tym dywagacjom i bierzmy się do obiadu, bo chłopaki będą wołać jeść.
Zaczęłyśmy przygotowywać obiad. Stasia chciała coś prostego i szybkiego, zupę z wkładką z kiełbasy ale ja miałam ochotę na prawdziwe duszonki, takie jak robiła moja babcia i mama. Wiedziałam, że brat to lubi, a Kuba na pewno nigdy nie jadł. Będzie miał okazję spróbować. Potrzebne składniki miałam, więc wystarczyło tylko obrać ziemniaki, marchew, buraczki, pokroić to wszystko w grubsze plastry, dodać cebulę w piórkach, plastry boczku i kiełbasy. Potem posolić, popieprzyć, wymieszać, ułożyć ciasno w rondlu, do którego najpierw kładzie się na dno tłuszcz i liść kapusty. Następnie szczelnie nakryć pokrywą i postawić na piec. Po czterdziestu minutach wyżerka gotowa. Do przepicia mogę zrobić czerwony barszczyk albo bulion. Przygotowanie poszło sprawnie i kiedy duszonki już dochodziły, a bratowa przygotowywała stół do obiadu, rozległ się dzwonek przy bramce. Pobiegłam zobaczyć, kto tam jest. Pewnie listonosz, bo to była odpowiednia pora na listonosza. Ale zamiast listonosza przy bramce stała obca kobieta, w średnim wieku, dość tęga i taka jakaś zaniedbana. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się i od razu zaczęła
- Proszę pani, ja bardzo przepraszam, nie ma pani niepotrzebnych ubrań, butów,takich na mnie i na moją siostrę, trochę szczuplejszą. Mieszkamy w drugiej wsi, jesteśmy z Ukrainy i na razie nie mamy pracy....daj pani coś, Bóg pani wynagrodzi - klepała jak pacierz.
Po akcencie poznałam, że jest od wschodu więc nie pytając wiele, kazałam poczekać w ogródku na ławce, a sama pobiegłam szybko na piętro do szafy z nieużywanymi ubraniami. Ucieszyłam się, że mogę komuś dać trochę ubrań, bo i tak miałam tego za dużo i tylko zajmowały miejsce. Wybrałam kilka par spodni, swetrów, bawełnianych bluzek, dwie kurtki, jakieś spódnice, parę zimowych butów i zapakowałam to wszystko do worka. Worek był dość ciężki i duży. Wzięłam go w ręce i powoli, ostrożnie zaczęłam schodzić po schodach. Schody na piętro są wąskie i płytkie. Gdy postawiłam stopę na drugim stopniu, nagle noga mi się ześliznęła i runęłam razem z workiem na dół. To był tylko moment gdy znalazłam się na dole, rozpłaszczona na posadzce. Nawet nie zdążyłam krzyknąć. Próbowałam się podnieść ale potworny ból lewej ręki i prawego kolana unieruchomił mnie. W tym samym momencie na werandzie zjawił się brat, przywołany przez Stasię na obiad. W pierwszej chwili brat widząc mnie leżącą przy schodach obok worka, roześmiał się
- Co ty robisz, jakieś modły odprawiasz...- po czym usłyszałam.
- O cholera, Grażyna, co z tobą? Pomóż mi - zwołał do zbliżającego się Kuby.
- Powoli - syknęłam. - Ostrożnie, bo chyba mam rękę i nogę złamaną.
Kuba widząc mnie w takim stanie aż pobladł. Pochylił się nade mną i spytał - Bardzo boli kotku?
- Jak cholera, chyba to widać. Dajcie ten worek kobiecie...czeka w ogródku na ławce - wyjęczałam. - To dla niej. Zniosłam go z góry.
- Czyś ty zwariowała?! - brat nie krył oburzenia, biorąc worek. - Dobre mi zniosłam. Zleciałam, powiedz. Z takim worem schodzić po schodach? Mogłaś go sturlać albo zawołać któregoś z nas. Widząc moją cierpiącą minę zamilkł i poszedł z workiem, a Kuba i bratowa pomogli mi wstać. Na szczęście noga nie była złamana, tylko kolano porządnie stłuczone i mocno otarty naskórek. Przy próbie stawania, czułam dotkliwy ból. Natomiast z ręką było gorzej. Wyglądało, że jest wywichnięta w stawie barkowym, a skóra od ramienia do nadgarstka była starta do krwi. Ból był tak przejmujący, że robiło mi się słabo. Dobrze, że miałam silne tabletki przeciw bólowe. Od razu połknęłam dwie. O obiedzie nikt nie chciał słyszeć tylko usiłowali przekonać mnie, że należy natychmiast jechać do szpitala.
- Pojedziemy jak zjemy obiad - postanowiłam. - Nie wiadomo jak długo tam zabawimy, a śniadanie było dawno. Piętnaście minut nas nie zbawi, a mnie się nic nie stanie przez ten czas - uparłam się. - Ja też chcę jeść.
To przeważyło i wszyscy posłusznie usiedli do posiłku. Ja zjadłam zaledwie parę kęsów, bo ból mimo tabletek potęgował się. Kuba cały czas spoglądał na mnie ze współczuciem i co chwilę gładził mnie po zdrowej ręce. Uśmiechałam się do niego, bo było mi lżej, że tak się o mnie troszczy. W ogóle, sama świadomość, że mam przy sobie mojego mężczyznę, który ze mną przeżywa ból i chce mi jakoś ulżyć, była dla mnie czymś nowym i bardzo pomocnym w tej trudnej chwili.
- I co ty sieroto zrobiłabyś , gdyby tu nie było z tobą nikogo? - nie wytrzymał brat. - Stara a głupia ta moja siostra, zwrócił się do Kuby. Prawda szwagier?
- Mirek, nie żartuj sobie - zmitygował go Kuba. - Nie widzisz, że cierpi, a ty jej jeszcze dokuczasz. Nieszczęścia chodzą po ziemi, przecież nie spadła specjalnie.
- Kotku - zwrócił się do mnie. - Jedziemy. Gdzie masz potrzebne dokumenty?
- Wszystko w torebce, na fotelu - mruknęłam, zaciskając z bólu zęby.
- Ludziska - odezwał się Mirek. - Pojedziemy moim autem, bo jest większe. Do Tico siostra nie wejdziesz w takim stanie.
- To prawda - kiwnęłam głową. - Chodźmy już, bo się posikam z bólu. Zobaczcie jak mi kolano spuchło.
- Jezu! - krzyknęła bratowa, łapiąc się za głowę. - Tam musi być coś pęknięte.To puchnie w oczach.
Podtrzymywana przez brata i Kubę, pomalutku przemieszczałam się w kierunku wyjścia.
Bratowa została w domu. Kiedy już brat usadowił mnie w samochodzie, a Kuba otwierał bramę, wybiegła z domu nawołując.
- Kuba, pozwól szybciutko na chwilę. Telefon do Ciebie, jakiś Jarek, czy Marek, nie zrozumiałam.
- Pewnie musi szybko wracać, skoro Jarek dzwoni - skwitowałam na głos.
Po dłuższej chwili do auta podszedł Kuba blady jak ściana.
- Co jest? - mruknęłam ale widząc, że nic nie mówi, ponagliłam go. - Siadaj szybko i jedźmy już. Po drodze opowiesz.
Kuba nabrał powietrza i drętwym głosem powiedział
- Miałem włamanie do mieszkania.
- Co?!!! - wrzasnęłam mimo bólu. - Skąd wiesz?
- Jarek dzwonił. Policja trafiła do niego szukając namiaru na mnie. Sąsiedzi z mieszkania obok, powiadomili Policję, gdy wcześnie rano zobaczyli drzwi otwarte na oścież. Jak weszli do mieszkania i nie znaleźli mnie, a do tego zobaczyli wyłamany zamek w drzwiach, to zawiadomili Policję. Chyba muszę jechać Grażynko.... - przy ostatnich słowach głos mu się załamał.
- Szlag by to trafił - zaklął brat. - I co teraz...

28 komentarzy:

  1. i w takim momencie nieszczęścia chodza parami...oj Azalio co ja mam napisac wiecej....buźka
    czardasz

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co ten Kuba mial w mieszkaniu ze warte bylo wlamania? zlodziej prawdziwy idzie tam gdzie cos jest a nie w ciemno, albo to ktos znajomy ktory wiedzial ze Kuba przechowuje pieniadz w banku podrecznym. A co do nieszczesc to chodza stadami a nie parami wiem to.duszka

    OdpowiedzUsuń
  3. A za czym pchał się tam złodziej ??? Pech. Najważniejsza teraz Twoja noga, Grażynko !! Pozdrawiam, czekam na cd. BRZOZA

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze, że zmusiłaś go , żeby konto w banku założył i gotówkę ulokował, mam nadzieję, że nic cennego nie zginęło ;-)) KOKOLA

    OdpowiedzUsuń
  5. Do;
    ALINKA, BRZOZA, DUSZKA, KOKOLA
    Macie rację, że nieszczęścia chodzą nie tyle parami co stadami. W mrówkowcach na osiedlach to zdarzają się włamania nawet po byle co.
    Ja myślałam, że to pewnie jacyś tzw. blokersi, którzy znali Kubę i przyuważyli, że od paru dni nie ma samochodu więc poszli na pewniaka.
    O tym koncie od razu sobie pomyślałam, że to był ostatni dzwonek.
    Pozdrawiam miłe Panie.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, Grażynko Ty mnie trzymasz przy życiu...:)Przy czytaniu nie mogę tchu złapać...tyle się dzieje! Wiem, co to znaczy obicie kolana, potworny ból a zwichnięcie ręki, to koszmar! Nie wiem tylko za co zostałaś tak ukarana? Chyba za Twoje dobro, albo miało to służyć wyższym celom, np. unieruchomieniu Ciebie dla sprawdzenia opiekuńczości Kuby? No, ale i jego w tym czasie spotkało nieszczęście - jak dobrze, że pieniądze miał już na koncie w banku! Kochanie Ty jednak masz głowę na karku i jak widać duży wpływ na Kubę.Czekam z niecierpliwości a na dalszy ciąg, buziole i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Grażynko bardzo się cieszę z Twoich komentarzy.
    Dostrzegasz wiele wątków zawartych w tekście. To świadczy o Twoim wyrobieniu w czytaniu i szerokim spojrzeniu na wszystko.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja Kochana ...ja przez te Twoje zmiany pogubiłam się ::))Ale już nadrabiam zaległości::)) Cały czas masz kocioł .Do tego upadek i zapewne coś połamałaś ::))Gips pewnie był.::) Kuba też ma trzy światy.Ale co mu tam moglu ukraść jak w domu same starocie ...?::)) Myślę ,że się dowiem w następnym odcinku.Buziaki -Danka-lira.
    i znów jest córci mojej adres gogli ..Ale to nic.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj ...no coz nigdy nie jest tak zle by nie moglo byc jeszcze gorzej....mam tylko nadzieje ze ten upadek skonczyl sie na potluczeniach...dobrze ze bylas przewidujaca i Jakub zalozyl konto ..no tak ale on kase wozil ze soba ....pozdrawiam i czekam na cd....

    OdpowiedzUsuń
  10. oj zapomnialam sie podpisac Barbara W sorki ..

    OdpowiedzUsuń
  11. DANUSIA/LIRA
    BARBARA W

    W następnym odcinku podam co i jak było.
    Czasem skręcenia czy stłuczenia bardziej się dają we znaki niż złamanie.
    Buziaki dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  12. No i jak zwykle przerwałaś w samym środku i trzymasz w napięciu. Masz rację,potłuczenia potrafią dać się we znaki.Pozdrawiam Binka.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i mi zezrało komentarz....czytam te Twoje notki jak najlepsza ksiazke .bez tchu..a ze nieszczescia chodza parami mamy na to dowód..ale sie porobiło kurde!!
    basia

    OdpowiedzUsuń
  14. BINKA
    BASIA

    Porobiło się, to prawda.
    Bo ja już tak mam. Jak dobrze to na maksa, a jak się zaczyna pieprzyć to też we wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  15. Azalio-ja trochę z innej beczki. Zazdroszczę Ci takiego brata, z ciekawością zawsze chłonę gdy opisujesz Wasze relacje. zawsze chciałam mieć rodzeństwo, brata-siostrę, nieważne, kogoś z moich rodziców, z cześci mnie poniekąd, kogoś kto zna mnie od innej strony niż pozostali, kogoś kto jest..Bardzo się wzruszam, gdy piszesz o swoim bracie..Jesteście świetnym rodzeństwem..

    Sytuacja, ktorą opisalaś jes bardzo trudna-a Ty jak widać po efekcie, przyzwyczajona do samodzielności i niezależności. Mocny zawodnik z Ciebie ;)

    zrodzonaz

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie ukrywam, ze brata można mi pozazdrościć.
    Jest kochanym bratem cudownym mężem, ojcem i troskliwym synem.
    Tak nam się jakoś udało ułożyć rodzinne relacje. Pewnie to w głównej mierze zasługa rodziców i naszych dziadków, bo wiele lat w dzieciństwie mieszkaliśmy w tzw rodzinie wielopokoleniowej. To procentuje.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam nadzieję, że tym razem nieszczęścia przyszły tylko parami i więcej nie będzie. Współczuję Ci bólu, stłuczenia czasem bardziej dokuczają niż złamania. Pozdrawiam i oczywiście czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja tak frywolnie napiszę , no to złamania nie było ale umiejętności prognozowania pogody przez najbliższe lata zyskałaś, góralko (BezKicka)hi,hi,hi.
    A tak poważnie Grażynko,czy wtedy nie miałaś czasami takiego wrażenia że nie jesteście dla siebie stworzeni. Za pierwszym razem wam nie wyszło. Minęło wiele lat , Pojechałaś do niego do Lublina na urlop. Wydarzenia w życiu córki , (co jednak obyło się bez twojej interwencji,) a potem choroba mamy zmusiły Cię do powrotu , i szybkiego wyjazdu. Teraz kiedy on przyjechał do Ciebie i kiedy wszystko wydawać by się mogło zaczyna się układać, TY spadasz ze schodów , a on musi wyjechać bo okradli mu mieszkanie. Czy nie odnosiłaś takiego wrażenia jakby los zakpił z was ponownie . Albo chciał wam pokazać że nie jesteście sobie pisani . Ja bym się trochę nad tym pozastanawiała. Czekam z niecierpliwością na cdn.
    Pozdrawiam Iwa z bagien lubelskich.

    OdpowiedzUsuń
  19. PATRYCJA
    ZAKRĘCONA

    Iwonko, dziękują za taka "pogodynkę", złośliwcu.
    Myślę, że to nie zrządzenie losu. Gdzieżby los się chciał nami zajmować. Zwykłe życie, urozmaicone hii..hii

    Patrycjo, mam nadzieję, że to tylko "para nieszczęść"
    Bolało, bolało jak diabli.
    Pozdrawiam Dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  20. Nieźle się urządziłaś. Mam tylko nadzieję, że kolano nie ucierpiało za bardzo :)!

    OdpowiedzUsuń
  21. Niestety, boli do dzisiaj. W ubiegłym roku miałam ściąganą wodę z kolana i zastrzyki do stawu. Z ramieniem też nie najlepiej. Mówi się trudno.
    Pomoc bliźniemu nie była wskazana.

    OdpowiedzUsuń
  22. Chwilami to jest nieprawdopodobne.
    Los jednak rozrzuca różne scenariusze, który złapiesz..........tak jest.
    Pozdrawiam cisza58a

    OdpowiedzUsuń
  23. Cholerka, to złapałam taki z bardzo skomplikowaną fabułą i z zakończeniem.....

    OdpowiedzUsuń
  24. Tyle się dzieje... ;)) Nie mogę się oderwać, czytając kolejne kawałki, tzn.odcinki.

    Dziękuję również za "obronę" przed czytelnikami na moim blogu. Chcieli mi wcisnąć "szczęście" podstępem ; )

    Tancereczka

    OdpowiedzUsuń
  25. Miło, że Ci "pomogłam". Ludzie są strasznie ckliwi i naiwni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. No to się porobiło! A Ty jak zwykle superbaba- spadła ze schodów, ale najpierw musi rodzinę nakarmić, zanim da się poskładać do kupy. Jak bym była Twoim bratem, to bym Ci po tyłku przyłożyła za to targanie worka ze strychu! I na dodatek to włamanie! Nieszczęścia chodzą parami, ale nic się nie dzieje przez przypadek. Ciekawa jestem, co będzie dalej. Wszak ten splot wydarzeń był próbą dla Was obojga - Ty chora, on włamany. Trzeba tyle spraw załatwić, jakoś się ustawić frontem do nieszczęść... Kto co wybierze? Jak się zachowa? Co dla kogo będzie priorytetem?
    Potrafisz trzymać w napięciu:)
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak Halinko, to był swego rodzaju sprawdzian dla nas, a tak rzeczywiście, dla Kuby. W sytuacjach trudnych wyłazi cała prawda o człowieku.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  28. Całe szczęście, że czytam z opóźnieniem, bo za chwilę skoczę do następnego odcinka. Inaczej tylko moc przypuszczeń i niepokoju: co dalej? co dalej?Ta sytuacja rzeczywiście wygląda na ustawioną przez los dla rozdzielenia was za wszelką cenę!

    OdpowiedzUsuń