Witam Cię miły gościu.

Zaglądasz do mnie, jakże mi miło.
Zostaw komentarz, swój link, żebym mogła Cię odwiedzić, jeśli mnie zaprosisz.

Jeśli przemkniesz bez śladu, może nie będę płakać ale będzie mi smutno.


Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 16 września 2010

Stara miłość nie rdzewieje ??? ( 31 )

Usnęłam prawie natychmiast. Byłam już spokojna, zadowolona, bo miałam swojego Kubę. Silne leki przeciwbólowe też zrobiły swoje. Następnego dnia Kuba przechodził samego siebie, żeby mi we wszystkim pomagać, dogadzać. Poszedł do sklepu, ugotował obiad, wprawdzie prosty ale jadalny i to bez mojej pomocy.
Z każdym dniem czułam się lepiej ale w dalszym ciągu nie okazywałam tego. Mogłam wylegiwać się, marudzić, mieć zachcianki, a on zwijał się, żeby wszystkiemu sprostać. Czułam się dopieszczana, adorowana, tak jak o tym marzyłam. Szkoda tylko, że okazja do tego nadarzyła się w tak przykrych dla mnie okolicznościach. Pomyślałam, że każda sytuacja jest dobra, żeby sprawdzić drugiego człowieka. Nawet kosztem własnego cierpienia i ograniczeń jakie musiałam zaakceptować. Za parę dni przyjechał brat, odstawiając mój samochód. Widziałam, że jest zaskoczony postępami Kuby, kiedy ten podał nam obiad i to z dwóch dań. - No szwagier - klepnął go w plecy, jak to tylko mężczyźni mają w zwyczaju - zaimponowałeś mi. Taki obiad...no, no...Powiedz jeszcze, że upiekłeś ciasto - wskazał na tacę z apetycznym sernikiem. - Nie, co to to nie - mruknął Kuba. - Kupiłem w sklepie ale jak bym się sprężył, to może też bym dał radę. Grazia mnie ciągle doucza, więc i na placek przyjdzie pora. Nie wiem co ma jeszcze w programie dla mnie - uśmiechnął się po wąsem. Widziałam, że pochwała brata połechtała jego męską ambicję. Po obiedzie przyjechał po brata kolega, żeby go zabrać do domu. - Jutro jadę po mamę - przy pożegnaniu oznajmił Mirek. - Na razie operacji nie będzie, bo wdała się w oko infekcja i najpierw trzeba wyleczyć stan zapalny, a dopiero jak wymazy będą negatywne to będą operować.
- Kurczę - zmartwiłam się. - Pewnie mama jest załamana. Tak się cieszyła, że po operacji poprawi jej się widzenie, a tu taki pasztet. - No trudno, jak pech to pech - skwitował brat. - Zabieram mamę do siebie, a ty się kuruj, bo ona czeka na ciebie. Acha - dodał. - Powiedziałem jej o twoim wypadku ale tak wiesz, oględnie. Nie wygadaj się jak będziesz rozmawiać z nią, bo nie chcę żeby się zamartwiała.
- Jak mam rozmawiać, skoro ta pani z komórką, która leżała obok mamy już wyszła - odparłam. - Wczoraj dzwoniłam i ona już jest w domu, a pielęgniarki z oddziału nie chciały poprosić mamę do telefonu. Wredne małpy, nie chcą zrozumieć, że człowiek w szpitalu potrzebuje kontaktu z rodziną. - Nie marudź i nie zamęczaj za bardzo Kuby, bo ty wyzdrowiejesz, a on padnie przy tobie - zaśmiał się żegnając się z nami. - No, na mnie już czas. Trzymajcie się. Jutro wieczorem zadzwonię, to sobie pogadasz z mamą.
Zaraz po wyjeździe Mirka, Kuba pojechał do centrum, do delikatesów, po jakieś większe zakupy i do sklepu z artykułami metalowymi po gwoździe, śrubki i inne pierdoły. Zanosiło się na jego dłuższą nieobecność. Gdy tylko ucichł warkot samochodu, wstałam i poszłam do kuchni spenetrować lodówkę. Poprzedniego dnia widziałam, że zamrażalnik obrósł lodem i drzwiczki z trudem się domykały. Już dawno miałam w planie wymianę lodówki ale wciąż mi coś przeszkadzało. Obejrzałam wnętrze i doszłam do wniosku, że odmrażanie zajmie dużo czasu więc po swojemu, wypróbowaną metodą, postanowiłam pozbyć się trochę lodu z zamrażalnika. Jedną rękę miałam sprawną więc bez zastanawiania się wzięłam duży nóż i zaczęłam dłubać. Udało mi się oczyścić brzegi przy drzwiczkach, tak, że już bez oporów domykały się. Mogłam poprzestać na tym ale nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała drążyć dalej. Miałam w tym wprawę.
Spieszyłam się, bo chciałam zdążyć przed powrotem Kuby. Dziabnęłam raz, odłupałam kawałek lodu. Dziabnęłam z całej siły drugi raz i z komory zamrażalnika z głośnym sykiem, prosto w moją twarz poleciała "fontanna" gazu. Wystraszyłam się i na chwilę straciłam orientację. Nie wiedziałam co się stało i co mam robić. Nie zważając na ból nogi, wybiegłam przed dom. W oczach miałam mgłę i z trudem łapałam powietrze. Natychmiast w głowie włączył się alarm. To jest gaz, więc mogę się zatruć. Wraz z tą myślą, zaczęło robić mi się słabo.
Wpadłam w popłoch. Oddychałam jak tylko mogłam najmocniej, żeby się przewentylować. Po paru minutach mgła z oczu ustąpiła i poczułam się lepiej.
Wróciłam do pokoju, do telefonu. Wybrałam numer izby przyjęć w szpitalu i opowiedziałam lekarzowi co mi się przytrafiło. Niewiele mógł mi poradzić, bo nie wiedział jaki to gaz. Ja też nie wiedziałam. Kazał mi zrobić sobie gorącej herbaty, napić sie i czekać. Jakby coś się niepokojącego działo mam dzwonić na pogotowie.
Wcale mnie nie uspokoił. Wiedziałam, że mam w szufladzie karty informacyjne od wszystkich urządzeń w domu. Powinna być jakaś informacja o gazie stosowanym do lodówek. Znalazłam kartę od lodówki i przeczytałam, że freon nie jest szkodliwy dla zdrowia człowieka, pod warunkiem, że nie działa długo i w dużym stężeniu. Uspokoiłam się. Jedno miałam z głowy ale nie miałam sprawnej lodówki i czekała mnie jeszcze przeprawa z Kubą. Było mi trochę głupio i wstyd, że tak się popisałam. Kuba należał do ludzi, którzy nie uznawali bezmyślnego i ryzykownego działania, i nie uznawał żadnych tłumaczeń. Zawsze był nadmiernie ostrożny i bojaźliwy.
Zanim Kuba przyjechał, zadzwoniłam do znajomego, który miał serwis sprzętu agd. Myślałam, że można jakoś naprawić komorę zamrażalnika i napełnić ją gazem. Niestety, zostałam wyprowadzona z błędu. Mało, że tego się nie naprawia tylko wymienia całą komorę, to koszt jest zbyt wysoki zważywszy na wiek lodówki i już istniejące usterki. Pozostało mi tylko kupić nową. I w ten oto sposób sama przyśpieszyłam to co powinnam już zrobić dawno.
Zmartwiłam się, bo nie mogłam w takim stanie pojechać do miasta, a u nas nie było sklepu ze sprzętem gospodarstwa domowego. Lodówka była potrzebna natychmiast, bo w przeciwnym razie zniszczy się zapas mięsa i zamrożonych grzybów.
Jak przewidywałam, Kuba gdy zobaczył co zrobiłam, dostał napadu wściekłości.
Już nie zważał na moje obrażenia i poczucie winy tylko nadawał jak zacięta płyta.
- Po co to robiłaś, co za pomysły nożem dłubać, mogłaś poczekać na mnie, do czego ci się tak spieszyło, jesteś niby taka chora, a miałaś siłę rozwalić zamrażalnik, taki koszt, dziecko ma więcej rozumu itp...itd.
Musiałam się co chwilę gryźć w język, żeby nie wybuchnąć. Pozwoliłam mu gadać do woli i kiedy już trochę się rozładował, spokojnie zapytałam - Kochanie, co teraz radzisz robić?
Popatrzył na mnie jakbym się urwała z choinki. - No jak to co - naburmuszył się. - Trzeba zawieźć lodówkę do naprawy, chyba potrafią to naprawić.
- Nie potrafią, bo już dzwoniłam - mówiłam najspokojniej jak tylko potrafiłam, chociaż we mnie się gotowało. - Trzeba kupić nową lodówkę. Zobacz, zamrażalnik jest pełny - otworzyłam drzwiczki. - Widzę, że ty też kupiłeś jakieś mięso i wędlinę. Kubuś, nie ma na co czekać tylko zbieraj się i jedź po lodówkę do miasta.
- Ja! - krzyknął. - Teraz, tak od razu, przecież nie znam miasta i nie mam pojęcia gdzie są takie sklepy. Ja się nie znam na lodówkach. Nie możesz zanieść mięsa do sąsiadów?!
- Chyba żartujesz - podniosłam głos. - a cóż to za filozofia jechać do miasta, wejść do sklepu i kupić lodówkę. Wszystko ci wytłumaczę, nawet zaraz zadzwonię, uzgodnię markę i cenę, a ty tylko zajedziesz i zapłacisz. Tylko tyle od ciebie chcę. To tak dużo?! - krzyknęłam.
- Nie pojadę, ja nie mam głowy do takich zakupów - oznajmił drewnianym. głosem. Usiadł, założył nogę na nogę i spokojnie zapalił papierosa.
Mnie zatkało. Normalnie mnie zatkało. Cóż on sobie wyobraża, myślałam coraz bardziej zdenerwowana. Dochodziła szesnasta, za cztery godziny zamkną market, a nie wiadomo czy będą mieli od razu transport.
- Dobrze - warknęłam. - Nie chcesz to nie jedź, łaski bez ale masz u mnie krechę jak stąd do Lublina, zapamiętaj to sobie. Jak potrzeba męskiej pomocy to ty wymiękasz, nie spodziewałam się, że jesteś taki...taki....- machnęłam ręką i weszłam do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadłam na tapczanie, zaciągnęłam się papierosem i próbowałam zrozumieć dlaczego on nie chce jechać. Nic mi nie przychodziło do głowy. W domu wszystko robi, a teraz nagle skrewił i to w tak prostej sprawie.
Nie mogłam dłużej czekać, bo czas naglił. Znalazłam w książce telefonicznej numer do pawilonu agd i bardzo prosto i szybko dogadałam się z kierownikiem stoiska.
Wybrałam lodówkę dużą, energooszczędną, z automatycznym odmrażaniem i nawet niedrogą, bo podobno w promocji. Podałam namiary i miałam obiecane, że do godziny dwudziestej będę ją miała w domu, a starą zabiorą, bo takie są przepisy.
Ufff..odetchnęłam. Już po kłopocie. Ale nie, nie po kłopocie, bo sobie przypomniałam, że nie mam w domu tyle gotówki. Musiałam więc udać się do Kuby po prośbie. Jeśli ma taką kwotę przy sobie to w porządku ale jeśli nie, to następny problem, bo trzeba jechać do bankomatu.
Czułam się nieswojo, bo przed chwilą go obsztorcowałam i na pewno jest obrażony, a teraz muszę prosić o pomoc. Trudno, nie miałam wyjścia. Weszłam do kuchni i grzeczniutko jakby nigdy nic opowiedziałam co załatwiłam i zapytałam o pieniądze. Myślałam, że padnie z zachwytu nad moją operatywnością, a on się skrzywił i był bardzo ale to bardzo oburzony, jak ja mogę kupować takie ważne urządzenie jak lodówka, w ciemno. Był zdania, że powinno się obejrzeć dokładnie, posprawdzać wszystko, wybrać, a nie na telefon i to za takie pieniądze, bo jak podałam mu cenę to się aż za głowę złapał. - Mogłeś jechać to nie byłoby problemu. Sam dokonałbyś wyboru, a tak to muszę zdać się na obcych ludzi, widzisz jak to jest? - dogryzłam mu.
- Teraz to już musztarda po obiedzie - zakończyłam jałową dyskusję. - Masz tę kasę czy nie?
- Nie mam tyle gotówki - padła odpowiedź. - Może razem, do kupy uzbiera się.
Przeliczyliśmy nasze zasoby ale trochę brakowało.
- Musisz jechać do bankomatu - stwierdziłam i poszłam po kartę. - Kuba stał nieruchomo jakby wrósł w ziemię. - No co znowu - podeszłam bliżej. - Tu masz kartę i jedź. Bankomat jest na bocznej ścianie delikatesów. - Na kartce zapisałam PIN i podając mu, lekko go popchnęłam. - No już spiesz się. On wziął kartę do ręki i stał dalej, przyglądając się karcie. - Grażyna ale....ale ja nigdy nie używałem takiego czegoś - wyznał zakłopotany. - Ja coś spieprzę - dodał niemal płaczliwym tonem.
- O nieba, Kuba, bo mnie zaraz szlag trafi - puściły mi hamulce. - Jak ty się nie wstydzisz mówić takich rzeczy. To już dwudziesty pierwszy wiek, a ty dalej w średniowieczu! Litości, kiedy wreszcie się czegoś nauczysz.
- Siadaj i bierz kartkę - rozkazałam, bo już traciłam cierpliwość. - Pisz po kolei co masz robić. Kuba zapisywał, a ja dyktowałam punkt po punkcie całą operację.
Jeszcze ze dwa razy mu powtórzyłam i wreszcie pojechał. Poczułam się zmęczona jakbym odbębniła jakieś ciężkie zadanie. Widziałam różnych tępaków ale żeby inżynier elektryk, z dwudziestokilkuletnim stażem pracy w zawodzie, nie miał komórki, nie umiał obsługiwać komputera i karty bankomatowej i bał się wszelkich nowości jak morowego powietrza, to już przechodziło ludzkie pojęcie. Tego nie dało się inaczej wytłumaczyć jak tylko ograniczeniem, tępotą, zacofaniem i sama już nie wiedziałam czym. Jak ja z nim wytrzymam, zaświtało mi nagle w głowie. Przecież tak będzie ze wszystkim. Nie ma szans, żeby się nagle zmienił i unowocześnił. On już taki pozostanie. Jest cudowny, kochany tak na co dzień, w drobnych sprawach ale te niedoróbki też mają duże znaczenie. Ja zacznę go dominować, a on będzie się chował przede mną. Nie podobała mi się wizja jaka się wyłaniała z tego rozmyślania.
Spojrzałam na zegar. Minęła dziewiętnasta, a Kuby nie było. Zaczęłam się denerwować. Do bankomatu jest dziesięć minut samochodem, przy bankomacie, pięć minut, powrót dziesięć...od godziny powinien być już w domu. Wyszłam przed dom. Przyjechał ale po jego minie poznałam, że coś jest nie tak. - No i jak poszło - zagadnęłam z nadzieją, że odpowie - dobrze i wyciągnie z kieszeni pieniądze. - Mówiłem, że coś spieprzę, to nie chciałaś słuchać - zrzędził umykając oczami w bok. - Nie mam karty. Zniknęła.
- Co?!!! - wydarłam się. - Nie masz karty??!!
- No nie mam - machał rękami. - Nie mam, to bydle wciągnęło....nie ma pieniędzy, nie ma karty, a niech to szlag trafi tę waszą nowoczesność.
- Ku... - wyrwało mi się, na widok podjeżdżającego samochodu dostawczego z marketu.

31 komentarzy:

  1. O matko jedyna, Grażynko, widzę Cię jak dłubiesz nożem w lodzie. jak instruujesz Kubę i na koniec jak szalejesz ze swojej bezsilności. Mój ślubny do dzisiaj nie korzysta z bankomatu chociaż chciałam go nauczyć, komputer to dla niego czarna magia. Nauczył się korzystać z komórki w podstawowym zakresie tj połączyć się i rozłączyć. Boże, Grażynko, jakbym widziała siebie. Pozdrawiam. Jestem pierwsza? Szałwi jeszcze nie było? Danusia1944.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm, mój osobisty także nie umie obsługiwać bankomatu. Nie płaci kartą w sklepie. Musi mieć ŻYWEGO człowieka i gotówkę w kieszeni. Juz mi to nie przeszkadza, i tak prowadzę domowe finanse, a myśle, że jak bedzie konieczność to się przełamie.
    Kuba jednak jest całkiem niedojrzałym egoistą. Nie jest to facet wspierający i niosący pomoc w razie "W". Znowu mnie irytuje.....BRZOZA

    OdpowiedzUsuń
  3. DANUSIU
    A ja myślałam, że mnie tylko spotkało takie "wielkie szczęście".
    W ręcznym odmrażaniu byłam dobra. Jak widać do czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. W jego mniemaniu był idealnym partnerem.
    On lubił bezpieczne rewiry. Tam gdzie pojawiało się coś nowego, tracił grunt pod nogami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tami45, miał być wyczerpujący komentarz, ale będzie coś innego ,
    „(…) miłość to nie tylko umiejętność dawania, ale i przyjmowania. Przyjmowania skrzywionej miny, kiedy ktoś wstanie lewą nogą z łóżka, deszczu kiedy nie ma parasolki. (...) przyjmowanie kogoś takim, jakim jest. Choćby nam się wydawało, że ten ktoś jest gorszy od nas.

    Przyjmować – to ufać, że Bóg daje wszystko to, co cieszy, ale i to, co smuci.”
    Ks. Jan Twardowski

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak się zastanawiam, jak to się dzieje,że niektórzy ludzie żyją w XXI wieku bez takich podstawowych umiejętności jak obsługa bankomatu czy telefonu komórkowego. Z drugiej strony nie potrafię połączyć projektora z laptopem czy przerzucic zdjęć do komputera.Z trudem uczę się zamieszczania zdjęć na blogu. Nie jeżdżę samochodem, choć mam prawo jazdy. Pewnie dla niektórych jestem dziwolągiem, a przecież jakoś żyję. Świat jest pałen takich popaprańców, którzy mają swoje śmieszne wady. Tyle, że mogę jeździć tramwajem zamiast autem, a bez pieniędzy żyć się nie da.
    Pozdrawiam, Grażynko:)

    OdpowiedzUsuń
  7. IWONKO
    Wszystko co napisałaś jest piękne w teorii. Ks. Twardowski pisał pięknie i mądrze ale czy on tak naprawdę znał życie z drugim człowiekiem, dzień po dniu.
    Człowiek powinien tak zorganizować swoje życie, żeby się nim cieszyć, a nie spotykać bez przerwy miny. Wprawdzie, jeśli kochamy to bierzemy drugiego człowieka z dobrodziejstwem inwentarza ale kiedyś wytrzymałość materiału się kończy. Mamy prawo wyboru, zgodnie z naszymi oczekiwaniami.Nie możemy stać się niewolnikami iluzji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Halinko, nie jeździsz ale masz prawko.Nie umiesz czegoś ale chcesz się uczysz i starasz się. Przerzucanie fotek do komputera nie jest Ci niezbędne do pracy, więc możesz sobie odpuścić.
    Natomiast komórka, czy karta bankomatowa,podstawowa obsługa komputera to od dawna już standardy więc człowiek obracający się w tzw świecie bez tego jest jak kaleka. Kuba zdaje sobie z tego sprawę, a wciąż się opiera. On lubi wykazać się znajomością czegoś, uczyć się nowych rzeczy ale ma jakąś niezrozumiałą dla mnie awersję do wszystkiego co nowoczesne.

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko i córko, Ty jak zwykle . Wszystko to piękne co piszesz Iwonko ale......... A ja napiszę Ci krótko, Na początku , taki kochany , maruda, nieudacznik, a po jakimś czasie..... Qrwa, jaka maruda, nieudacznik.
    Mnie zawsze uczono, że jeśli się kogoś kocha prawdziwie, to nie za coś, ale mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem dlaczego ale dalej mu nie ufam. Nie pasuje mi do ciebie i do życia ogólnie. A najbardziej drażni mnie jego ośli upór. Niestety znam to, mój komórkę ma ale umie tylko dzwionić i odbierac maile. Sam nie umie napisac maila ani odczytac zapisanego. O Bankomacie nie pisze bo konta nie ma więc i karta mu nieznana:))
    Markita

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciężko jest znaleźć kompromis jak się kogoś kocha, a jednocześnie ta osoba ma cechy, które stoją totalnie w sprzeczności z naszym charakterem. A im więcej takich cech i im bardziej one są widoczne na codzień, tym trudniej wytrwać...
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  12. Czasem takie tłumaczenia, taka nauka kogoś nieznającego "nowoczesnych" urządzeń jest bardzo męcząca i irytująca. Cenna jest wtedy cierpliwość.

    Tak na marginesie, ale w temacie - to myślę, że ten Kuba jest jak dziecko. Niby odpowiedzialny, ale nie do końca, niby samodzielny, ale nie do końca.
    Pozdrawiam ... :D
    www.zwiewny-aniol.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Można kochać mimo wszystko ale nie jeśli to "mimo wszystko" staje się balastem zbyt obciążającym to przepraszam, ja wysiadam z tego wehikułu.
    Iwka, to czego nas uczono, co napisano w dziesiątkach poradników, przykazań to są tylko słowa. One nie mogą zastąpić naszego myślenia, naszego odczuwania, analizowania i naszego życia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Markito, sama przyznajesz, że ciężki jest taki facet. Wiesz, inaczej się to odbiera, gdy jesteś z mężczyzną od początku znajomości. Z biegiem lat przyzwyczajasz się do jego niedoskonałości, ba, mogą one nawet rozczulać. Natomiast jeśli znałaś kogoś jako super faceta i takiego go zapamiętałaś, a po latach spotykasz się z nim i mimo upływu czasu i urody, odnajdujesz dawne uczucie ale...ale ten ktoś tak wyidealizowany w pamięci, okazuje się zupełnie innym człowiekiem, nieudacznikiem, dinozaurem i wiecznym asekurantem to niestety, zaczyna się robić nieciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Otóż to Nano, Kuba jest taki; "jak dziecko. Niby odpowiedzialny, ale nie do końca, niby samodzielny, ale nie do końca".
    Ciągła huśtawka. Nie wiadomo nic na 100%. To okropnie męczy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Beatko, masz niestety rację. Uczucia, namiętności to jedno, a życie i szara codzienność to drugie.
    Nie zawsze się da to pogodzić.

    OdpowiedzUsuń
  17. Grażynko, dla mnie, jeden post do czytania, to za mało. Chyba jednak będę robiła przerwy...czytanie kilku postów na raz, to dopiero frajda:) Kochana, nigdy bym Cię nie posądziła o tak nierozważne działanie - dłubać nożem w szronie i lodzie? Coś mi to do Ciebie nie pasuje, ale jak wiadomo...pośpiech to zły doradca:) Cały czas czekałam, co ten Kubuś znowu wywinie, zbyt długo sprawował się wzorowo. No, i doczekałam się...tak mnie rozbawiłaś zakończeniem, że ze śmiechu moje puszyste brzunio trzęsło się, aż biurko podskakiwało:):):) Kuba, to rzeczywiście chodzące "kuriozum" :)Pozdrawiam z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  18. No to miałas piekne przeprawy i z lodówka i z Kuba,haha.I po coś dłubała???haha
    Co do Kuby,to faktycznie odporny facet na nowości,haha.Azalio,śliczna dziewczyna na zdjęciu i domek...łaaaał:))))Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  19. GRASZA
    Ja wiele razy tak odmrażałam zamrażalnik i zawsze się udawało.
    Jeśli wolisz czytać hurtem, nie mam nic na przeciwko.
    Ty śmiałaś się czytając, a ja śmiałam się potem, po fakcie, bo w trakcie byłam wk.....na.

    OdpowiedzUsuń
  20. KRAKOWIANKO
    Ta fotka to z czasów kiedy pierwszy raz byłam z Kubą. ( 1975 rok, miałam 30 lat).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Kochana Grażynko, wyobrażając sobie Ciebie dłubiącą lód, widzę siebie i takie same konsekwencje. Kuba spotkany po latach rozwijał się inaczej, wolniej i nie w tym samym kierunku co Ty, to ogromne rozczarowanie. Przeżyłam podobne uczucie w Szwecji, bo tam gościł nas kolega mój ze szkoły, którego poznawałam po 40 latach przerwy.Moje wyobrażenie nie miało nic wspólnego z obecną osobą.
    Scena końcowa - perełka, śmieję się cały czas!

    OdpowiedzUsuń
  22. JOASIU,
    Rozumiesz zatem moje huśtawki nastrojów i wysiłek aby nie wybuchać za często. To był Twój kolega, a gdyby to miał być partner na dalsze życie, to co???
    Bo tak było, a mnie wtedy nie było do śmiechu. Teraz to co innego.

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj Pisarko ma.::)) No ja już nie nadążam za Tobą...Chyba zwolniłam tempo ...Kurcze ..Na początek napiszę tak:Jesteś śliczna na fotce ...Dom jak u hrabiny .Mama tez fajna::)) A jak teraz wygląda nasza Azalia?????????Pokaż się ino chwilkę ...::)Miałaś piękne włosy ...A Kuba ? Czy masz jego fotkę ???Azalio droga pokaż nam Kubę.Jak taki aniołek był to i Kuba też uroczy w sobie::)))
    Nigdy nie robię z lodówką takiego cyrku jak Ty zrobiłaś hihihihiih.Boże miałaś szczęście....A jak lód by Ci w oko strzelił..Przeciął gałkę....
    Ale za to chyba lodówa pojawiła się w domku.
    No z Kuby się uśmiałam.....Bo chyba nic się nie stało z kartą? Jak włożył nie zaczekał i źle potwierdził pewnie hihihih Boże Ty masz się z nim jak z dzieckiem ....Jestem ciekawa co było dalej..........Ale mnie kiedyś też karta utknęła w bankomacie.Dobrze ,że był przy ścianie banku.I zaraz pobiegłam do nich .Pan mi kartę wyciągnął..A gdyby to była niedziela ? Aż strach pomyśleć.....Przecież to tylko rzeczy martwe..I mogą się popsuć.Pozdrawiam gorąco Danka-Lira

    OdpowiedzUsuń
  24. Azalio Ania3130 to moja córa...Ma konto w goglach ja nie dlatego jest na widoku ,Ale to ja danka -lira ..::)))

    OdpowiedzUsuń
  25. Danusiu, to Ty, a ja myślałam, że ktoś nowy.
    No mam z nim siedem światów, jak widać.
    Zdjęcia Kuby w kompie nie mam, tylko takie zwykłe ale nie mogę z komórki wgrać do kompa, po zapomniałam hasło administratora i nijak nie mogę otworzyć żadnego programu. Jestem uziemiona.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj Azalio;) wiesz co Ci powiem? Myślę, że to wszystko przez to ,że oni są z Marsa a my...;)))
    Z tym dłubaniem troszkę przesadziłaś, jakna mój gust;) Na przyszłość, proszę, dłub trochę tańszym kosztem;))))Właściwie zaryzykuję stwierdzeniem, że to wszystko przez Ciebie;))))chyba wybaczysz?;)))
    pozdrawiam Kem;)

    OdpowiedzUsuń
  27. ale jesli chodzi o odmrazanie lodowki to musze sie zgodzic z Kuba choc nie podzielam jego pogladow zamiast noza moja droga byloby bezpieczniej garnek z goroca woda.....odnosnie karty bankomatowej no to moge mu darowac kosmici tak maja nowinki ich przerastaja..a co do milosci nie kocha sie za cos nie kocha sie mimo wszystko ..kocha sie za to ze jestes za to ze wspierasz i za to ze jestes gdy cie potrzebuje ze moge liczyc na ciebie w kazdej chwili bo ty to ja a ja to ty ....BarbaraW

    OdpowiedzUsuń
  28. Dobra jesteś. No właściwie gdyby tak głębiej sie zastanowić, to tak. Prze mnie. Ale zawsze mi sie z lodówką udawały takie operacje. Teraz juz nie ma obaw, bo sama się odmraża.

    OdpowiedzUsuń
  29. Basiu, znałam metodę z garnkiem ale ja chciałam szybko zanim Kuba wróci.
    Ostatnie Twoje zdanie to cymesik. Sama kwintesencja.

    OdpowiedzUsuń
  30. Azalio, to tylko takie żarty;) mam nadzieję, ze nie przesadziłam?;) Tak, rozmrażanie masz z głowy, ale pozostaje mycie lodówki;) proponuję zlecić tą robótkę Kubie, być może wyjdzie z tego cało, a jeśli nie, to będzie nowy temat;))
    Powiem Ci, ze mnie też kiedyś bankomat "połknął" pieniądze, tak sie grzebałam, ze nie zdążyłam ich wyjąć;) Bank był jeszcze zamknięty, więc nie miałam kogo poprosić o pomoc, a bałam się, ze być może on je odda następnej osobie, a wtedy jak udowodnię ,że ich w efekcie nie otrzymałam?;). Transakcja była zrealizowana. Poradziłam sobie;) tak pokombinowałam, że go w końcu zablokowałam;) wtedy spokojna poszłam do pracy i później złożyłam reklamację;) Jak widzisz "przypadki" chodzą nie tylko po mężczyznach;)))
    Kem

    OdpowiedzUsuń
  31. Ależ wiem moja droga. Mnie też to spotkało, kiedy zaczynałam z kartą. Ja nie byłam wściekła na Kubę za to, tylko z powodu, że podjechał wóz z lodówką, a ja nie miałam należnej kwoty do zapłacenia.
    Możesz pisać szczerze, ja nie mam zwyczaju gniewać się. Co to, to nie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń