Witam Cię miły gościu.

Zaglądasz do mnie, jakże mi miło.
Zostaw komentarz, swój link, żebym mogła Cię odwiedzić, jeśli mnie zaprosisz.

Jeśli przemkniesz bez śladu, może nie będę płakać ale będzie mi smutno.


Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 15 lipca 2010

Stara miłość nie rdzewieje??? ( 26 )

Zobaczymy jutro, może będzie chwila sam na sam, to zdążymy porozmawiać, pomyślałam ale pewności nie miałam, że tak się stanie..
Zanim poszliśmy się położyć, na chwilę wyszliśmy przed dom. Było tak przyjemnie i cieplutko, że szkoda było już kłaść się do łóżka. Wprawdzie Kuba miał ochotę się położyć ale wykorzystałam sytuację, że był taki rozochocony do rozmowy i zadowolony z poznania brata i bratowej i stąd moja propozycja spaceru koło domu. Miałam nadzieję, że zaczniemy rozmawiać o tym co mieliśmy jeszcze dokończyć.
Przystanęliśmy na chwilę koło bramki, bo to co dotarło do naszych uszu, wprawiło nas w zdumienie. W zasadzie to bardziej Kubę niż mnie, bo dla mnie to była znana sprawa, odkąd tu mieszkam. Nocne koncerty świerszczy. Tego się nie da opowiedzieć, to trzeba słyszeć i czuć. Ta cisza nocna, głęboka czerń nocy, gdzieniegdzie tylko w górze nad nami migające gwiazdki. Żaden dźwięk nie zakłócał spokoju tylko "nocni skrzypkowie" ciągnęli swoją melodię. Staliśmy przytuleni, zasłuchani bojąc się oddychać i rozmawiać, żeby nie spłoszyć tej czarodziejskiej chwili.
-Nie przypuszczałem, że to taka muzyka - szepnął mi Kuba nad uchem. - Słyszałem o świerszczach ale żeby tak grały, to się wierzyć nie chce.
- Nie muszę jeździć do filharmonii na koncerty - zaśmiałam się cichutko. - Od wiosny do jesieni mam za darmo.
- Wiesz, kochanie - Kuba objął mnie i zbliżył twarz bliziutko do mojej. - Po raz pierwszy w życiu poczułem się jak w prawdziwej rodzinie. Twój brat i bratowa są tacy serdeczni, ciepli. Jesteście tacy zżyci ze sobą, że aż miło być z wami. Nie to co u mnie....- westchnął i zapatrzył się przed siebie.
- Jak to? - dotknęłam jego twarzy, bo czułam, że coś jest nie tak. - Ty płaczesz?
- Nie, nie płaczę - szybko otarł oczy. - Tylko tak zrobiło mi się miękko koło serca i w oczach. U mnie nie ma tak w domu, nigdy nie było. Każdy mieszka gdzie indziej, ma swoje życie i spotykamy się tylko we wszystkich świętych, na grobie rodziców, czasem ja jadę w święta na parę godzin do najstarszej siostry.
- Smutne jest to co mówisz - odparłam. - Masz liczną rodzinę, a jesteś prawie sam. Nie pojmuję tego. Przecież nie gniewacie się, więc dlaczego tak?
- Ach, szkoda gadać - Kuba zawrócił do domu. - Chodź lepiej spać, bo i tak tego nie potrafię ci wytłumaczyć. Tak nas wychowano i to wszystko. Jeszcze jak żyła mama, to było inaczej ale potem, wszystko się zmieniło, niby jest rodzina, a jakby jej nie było. Mnie jednemu jako tako się powodzi, a oni...każdy ledwo wiąże koniec z końcem.
Weszliśmy do domu, Kuba usiadł w kuchni przy stole i wyraźnie się zasępił. Widziałam, że był poruszony i smutny. Z jednej strony cieszył się z atmosfery w jakiej się znalazł, a z drugiej, poczuł się bankrutem rodzinnym porównując te dwa światy, jakże odmienne. Musiało mu być przykro.
- Grażynko - Kuba chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. - Usiądź na chwile, dokończę ci historię Jarka, bo chcę to już mieć z głowy, żeby nie wracać więcej, no, rozumiesz mnie?
- To nie chcesz spać, a co z jutrzejszą jazdą? - spytałam.
- Nie - machnął ręką. - Pojadę pojutrze, przemyślałem to. Rano zadzwonię do Jarka i powiem mu, że przyjadę później. Poza tym, zostawiłem mu telefon do Ciebie, w razie gdybym był potrzebny to ma zadzwonić. Teraz opowiem ci resztę, a potem już spokojnie pójdziemy spać.
Usiadłam jak sobie życzył i nastawiłam się na słuchanie, chociaż tak na prawdę to już nie bardzo mnie to interesowało. Mnie bardziej zależało, żeby omówić z nim sprawy związane z jego mieszkaniem, z remontem, z leczeniem i z naszymi planami na przyszłość.
Z tego co mi opowiedział, dowiedziałam się, że Jarek ma żal do matki i do swojego biologicznego ojca. Z matką zerwał wszelkie kontakty, a o Jarku nie chce w ogóle mówić. Natomiast z Kubą zaprzyjaźnił się i traktuje go jak bliską osobę. Czuje się poniekąd winny, że to jego matka i prawdziwy ojciec doprowadzili swoim postępowaniem do ubóstwa Kuby. Dlatego obiecał mu, że w tej chwili nie może spłacić wyłudzonych podstępnie alimentów ale jak tylko się urządzi i zacznie lepiej prosperować to postara się w ratach spłacać Kubie należne pieniądze. Póki co, to daje mu zlecenia i stara się, żeby utrzymał się na tej posadzie jak najdłużej.
- No to masz nieciekawą sytuację - stwierdziłam. - Raz, że czujesz się oszukany, wielce skrzywdzony i jeszcze jesteś zależny od człowieka, który przez tyle lat miał o tobie na pewno jak najgorsze zdanie, a i ty nie miałeś do niego żadnych cieplejszych uczuć. Nie, to wszystko jest zbyt skomplikowane i takie..takie niesmaczne.
Moim zdaniem to on, gdyby chciał naprawić twoją krzywdę, to powinien przyjąć cię jako wspólnika do firmy, bez żadnych udziałów z twojej strony. Tak byłoby uczciwie i sprawiedliwie.
Co ty na to, nie przyszło ci to do głowy?
Kuba popatrzył na mnie i pokręcił głową.
- Kotku, nie mógłbym tego przyjąć. To już zaszłość, nie ma co do tego wracać. Zapłaciłem za swoją głupotę i nic tego nie zmieni. Jarek jest w porządku. Żona jest lekarką, rozpoczęli budowę domu, mają w planie dziecko więc do czego ja mu jestem potrzebny. Cieszę się, że mnie nie zwolnił z umowy tylko chce ze mną pracować. Dla mnie to i tak dużo. Niech tak zostanie.
- I nie czujesz się oszukany, zły - próbowałam wysondować jego odczucia. - Nie rozumiem cię. Ja bym tak nie mogła.
- Grażynko - wziął głębszy oddech. - Czuję się niekomfortowo ale to nie jego wina. O co ja mam do niego mieć żal? Jemu też się pokręciło w życiorysie. Ci co zawinili umyli od tego ręce, a zostaliśmy tylko my dwaj. Oboje oszukani. Dla mnie to już zamknięta sprawa. Jeśli będę miał pracę to będzie dobrze.
- A żona Jarka, tego twojego kolegi, co z nią?
- Z tego co wiem, to sprzedaje dom i planuje wyjazd do Francji, chyba wychodzi za mąż czy coś w tym rodzaju. Nie rozmawiam z nią, od pogrzebu nie widzieliśmy się, tyle wiem co mi Jarek powiedział..
- Tiaa. - skrzywiłam się. - To już koniec zagadki.
Popatrz, ile komplikacji z powodu twojego milczenia. Na pewno inaczej potoczyło by się twoje i moje życie, gdybyś mi powiedział prawdę, kiedy jeszcze żyła twoja matka. Może spotkałybyśmy się i zmieniła by zdanie, o mnie, kto wie?
- Tak. Teraz wiem, że byłem głupi ale to już nic nie da. Grażynko, możemy już do tego nie wracać?
- Wiesz, wolałabym nie wiedzieć tej całej prawdy. To co wiedziałam wtedy, już przebolałam, prawie wymazałam z pamięci, a teraz będę na nowo analizować wszystkie za i przeciw. To jest za świeże dla mnie. Muszę to wszystko przetrawić po swojemu. Ty z tym żyjesz już jakiś czas, a ja dopiero zaczynam. Wybacz, że mówię tak wprost ale chcę, żebyś wiedział jak ja to odbieram.
Obiecaj mi Kuba, że już żadnych ale to najmniejszych tajemnic i niedomówień między nami nie będzie, jeśli mamy być razem.
Kuba popatrzył, ujął moje dłonie, ucałował i wyszeptał - Obiecuję. Dotrzymam słowa. Jestem ci to winien.
Położyliśmy się spać już dobrze po północy. Zza ściany dochodziło rytmiczne chrapanie brata. Zawsze kiedy spał u mnie chrapał jak niedźwiedź. Nie wiem czemu tak, bo kiedy ja u nich śpię, nie słyszę chrapania. Może klimat lokalny inny i dobrze mu się śpi. Kuba też zaraz usnął, a ja kręciłam się jakbym spała na jeżu. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Wciąż słyszałam słowa Kuby i ta historia coraz bardziej mnie nakręcała. Dwadzieścia pięć lat płacenia alimentów i teraz mając dowody, że to były wyłudzone pieniądze, tak je odpuścić, machnąć ręką, jak na zeszłoroczny śnieg. Nie bardzo chciało mi się wierzyć, że Jarek będzie mu coś spłacał, a on sam nawet o tym nie myśli.
Nie mogłam się z tym pogodzić. W pamięci obliczyłam pi razy oko, że to jest kwota niebagatelna.
Licząc tylko po pięćset złotych miesięcznie, to dałoby ponad sto pięćdziesiąt tysięcy złotych. Do tego odsetki. Przypomniało mi się powiedzenie powtarzane przez mojego ojca; "Dlaczego jesteś biedny? - Boś głupi. Dlaczego jesteś głupi? - Boś biedny". Pasowało do Kuby jak ulał.
Aż mi się w głowie zakręciło od myślenia. To tylko Kuba zdolny jest do takich pomysłów, żeby dać się tak skubać i godzić się aby nikt za to nie ponosił konsekwencji. To w jego stylu.
Nie wiem kiedy zasnęłam ale kiedy się obudziłam, było już jasno, a w kuchni, bratowa robiła z bratem i Kubą śniadanie. Jak mi się to spodobało. Znalazły się świeże bułeczki i jajecznica na boczku. Po śniadaniu brat zabrał Kubę do naprawiania oberwanych rynien przy domu, bratowa poszła do lasu, a ja zadzwoniłam do mojego dobrego kolegi prawnika i dość szczegółowo zreferowałam mu sprawę Kuby. Od razu powiedział, że sprawa nadaje się do sądu i na sto procent jest wygrana, bo są niezbite dowody wyłudzenia alimentów, a część masy spadkowej nieżyjącego Jarka należna jest Kubie jako rekompensata za poniesione niesłusznie alimenty, z odsetkami.
Usiadłam i zaczęłam myśleć jak to Kubie powiedzieć, żeby się nie obraził i nie uprzedził do propozycji. Kolega nawet zaproponował, że chętnie podejmie się prowadzenia tej sprawy, bo takie tematy go wręcz pasjonują.
Postanowiłam na razie nie poruszać tematu. To się musi uleżeć. Może za jakiś czas nadarzy się okazja ku temu, a może poznam bliżej Jarka i wtedy coś wymyślę. Jeśli jest taki uczciwy jak mówi Kuba to powinien sam na to przystać. Byłam zła na Kubę, na jego kolegę Jarka i na matkę młodego, że tak podle załatwili naiwnego Kubę i że on dał się tak wyrolować. Na pewno, gdyby nie żył na granicy ubóstwa i w poczuciu winy i krzywdy, to byłby innym człowiekiem.