Witam Cię miły gościu.

Zaglądasz do mnie, jakże mi miło.
Zostaw komentarz, swój link, żebym mogła Cię odwiedzić, jeśli mnie zaprosisz.

Jeśli przemkniesz bez śladu, może nie będę płakać ale będzie mi smutno.


Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 sierpnia 2010

Stara miłość nie rdzewieje ??? ( 28 )

- Kubuś - wzięłam go za rękę. - I tak mi się nie przydasz w szpitalu, a jesteś przybity, więc lepiej zostań w domu. Poczekaj na mnie, godzina cię nie zbawi. Wrócimy to zdecydujesz, a teraz idź i połóż się, skoro chcesz jechać.
- Jak tak mówisz - mruknął i poszedł w kierunku ganku, a brat zapalił silnik.
Jechaliśmy w milczeniu. Brat naciskał na gaz chociaż też starał się jechać ostrożnie, żeby nie telepało, bo ja zwijałam się z bólu przy każdej nierówności terenu.
- Cholera - zaklął. - Kuba pojedzie, a co z tobą. Przecież ty sama sobie nie dasz rady.
Nawet jak nie będzie złamania, to jesteś poobijania jak kwaśne jabłko, ani się umyć, ubrać...oj, siostra, zachciało ci się dobroczynności. Że też ta baba musiała się napatoczyć, jak na złość.
Nie odzywałam się, bo sama myślałam o tym samym i nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Dojechaliśmy pod szpital ale przy bramie pojawił się problem, bo portier nie chciał nas wpuścić samochodem na teren szpitala. Myślałam, że brat go poturbuje. Tłumaczył, prosił, a ten swoje. Tylko karetki i żadne prywatne samochody, bo jest regulamin, zakaz i on nie chce stracić pracy.
- Panie - krzyknął Mirek i podniósł rękę. - Jak pan nie podniesiesz szlabanu, to za chwilę stracisz pan nie tylko pracę ale zęby, nie ręczę za siebie. Sumienia chłopie nie masz. Kobieta zwija się z bólu, połamana, a pan mi tu pieprzysz o jakichś zakazach. Podnoś ten szlaban do cholery ale to już!
Nie wiem, czy portiera ruszyło sumienie czy bał się o swoje zęby, bo szlaban poszedł w górę.
- Mirciu - poprosiłam błagalnie. - Tylko na izbie przyjęć już daj spokój, żeby nie było tak jak z portierem, dobrze?
- Oj ty głuptasie - uśmiechnął się, podjeżdżając pod same schody izby przyjęć. - Tutaj to już sama sobie poradzisz. Ja cię tylko eskortuję.
Pokonanie dziesięciu stopni było dla mnie torturą. Powolutku się wdrapałam z pomocą brata. Nie wiem czy z bólu, czy z wysiłku byłam mokrutka. Całe szczęście, że w izbie przyjęć nie było kolejki jak zwykle i od razu mnie przyjęto. Chirurg, internista, pooglądali mnie mnie na wszystkie strony, obmacali, potem prześwietlenie i na pociechę dożylny zastrzyk przeciw bólowy. Po paru minutach czułam się jak młody Bóg. Mogłam nareszcie odetchnąć głębiej. Co za ulga. Ból się ulotnił.
- Ma pani szczęście - pokiwał głową chirurg. - Złamania nie ma ale jest zwichnięcie barku i teraz trzeba nastawić. Dostała pani zastrzyk więc nie powinno boleć.
- Niech pan robi co tylko potrzeba, byle szybko - odparłam.
Godziłam się na wszystko, żeby jak najszybciej być w domu i się położyć.
Nie powiem, żeby mnie ucieszyła wizja nastawiania ale cóż mogłam zrobić. Nawet poszło sprawnie i bez wielkiego bólu. Gdyby nie ten zastrzyk, to pewnie bym fiknęła.
Ramię nastawiono, założono opatrunek unieruchamiający,zabandażowano odarte przedramię i kolano, wypisano receptę na leki i kartę informacyjną do lekarza pierwszego kontaktu po zwolnienie z pracy.
- No to jest problem - mówię do brata. - Do przychodni trzeba iść jutro z rana,
a potem do zakładu zanieść zwolnienie.
- No jest problem - przytaknął brat.- Ale wiesz co siostra, to Stasia zostanie z tobą, a ja przyjadę wieczorem i zobaczymy co dalej.
- Mirciu - cmoknęłam w jego kierunku. - Kocham cię braciszku.
Wykupiliśmy leki i za chwilę byliśmy już w domu.
Kiedy wjeżdżaliśmy na podwórko, krzyknęłam ze zdumienia, bo nie zobaczyłam auta Kuby.
- Może pojechał do sklepu - uspokajał mnie brat. - Nie wściekaj się, wszystko się okaże w domu.
Po minie bratowej, która wyszła do nas od razu poznałam, że Kuba pojechał.
- No co miałam zrobić - rozłożyła ręce. - Prosiłam, żeby poczekał, że za chwilę przyjedziecie, a on chodził jak nakręcony, odpalał papierosa od papierosa i w końcu zebrał się i pojechał. Zostawił ci list w pokoju, to się dowiesz coś więcej.
- Wiesz - spojrzała na mnie z wahaniem. - To mi się nie spodobało. Przecież nie wiedział co z tobą, czy zostaniesz w szpitalu, a jak wrócisz, to czy coś trzeba ci pomóc...nie mieści mi się to w głowie.
Brat nie mówił nic, a ja czułam się jakbym siedziała gołym tyłkiem na jeżu. Dokładnie tak się czułam. Ból powracał, bo zastrzyk chyba przestał działać, a do tego mój kochany Kubuś mnie olał. Normalnie, bezpardonowo mnie olał, jak młodzik jakąś małolatę. Pojechał sprawdzać jakie skarby mu ukradziono, jakby miał czego żałować. Trochę starych mebli i sprzęt grający. Więcej nic.
Było mi wstyd jak cholera przed bratem i bratową. Kuba dał plamę na całej linii.
O, na sucho ci to nie ujdzie, nie tego się po tobie spodziewałam, wymyślałam mu czytając kartkę z kilkoma zdaniami. - "Kotku nie gniewaj się ale ja muszę jechać. Bratowa mówiła, że jak będzie trzeba to cię zabiorą do Raciborza. Opiekę będziesz miała, a jak trzeba będzie to przyjadę tylko pozałatwiam wszystko z tym włamaniem.
Całuję, trzymaj się. Kuba".
Zmięłam kartkę i rzuciłam w kąt. Poczułam się jakby mi ktoś dał w twarz albo mnie opluł. Wzbierała we mnie złość, żal, upokorzenie i coś czego nie umiałam nazwać. Zawód, rozgoryczenie, a może niechęć do Kuby. Nie chciałam nazywać tego uczucia, bo wiedziałam, że jak raz to zdefiniuję, to już tak zostanie i nie będzie odwrotu. Może bałam się, żeby go nie odtrącić, żeby nie przekreślić przez jedno zdarzenie tego co było i jest między nami, naszych planów, moich planów. Bałam się jakby to był już ostatni facet na ziemi albo jakiś idol.
Mirek podszedł do mnie, delikatnie mnie objął, głaskał po głowie jak małą dziewczynkę i tak staliśmy razem bez słowa. Kiedy zobaczył, że po policzkach płyną mi ciurkiem łzy, odszedł na bok i zawołał Stasię.
- Żono, chodź no tu. Zobaczysz jaką mamy głupią siostrę.
- Co tobie znowu - zaczęła go strofować. - Dziewczynę boli to płacze, a ty wariacie się naśmiewasz.
- Ona nie płacze z bólu - już na całego poszedł braciszek. - Ona płacze za Kubusiem, prawda siostruniu?
- Dałbyś już spokój - dalej go uciszała. - Ja bym też płakała gdybyś mnie zostawił w takiej chwili i to jeszcze przy rodzinie.
- Grazia, nie płacz - podeszła do mnie z chusteczką. - A ty, wynocha stąd - wypchnęła brata do kuchni. - Zamiast ją pocieszyć to się nabijasz. Wy chłopy to wszyscy jesteście po jednych pieniądzach.
- Ja się nie nabijam - upierał się brat. - Ja tylko chcę jej uświadomić, że nic się nie stało. Kuba nie umie się zachować w takiej sytuacji, bo nigdy mu się coś takiego nie przydarzyło, a poza tym wiedział, że my tu jesteśmy, to na co miał czekać. I tak musiałby pojechać. Jedna noc, czy dzień nie robi różnicy, a on tam może jest potrzebny. Przestańcie się obie mazać i spójrzcie na to bez sentymentu, obiektywnie. Jakbyś ty się dowiedziała, że ktoś ci się włamał do mieszkania to co, czekałabyś czy zapieprzałabyś do domu ile sił w nogach?
Popatrzyłyśmy ze Stasią na siebie i przyznałyśmy Mirkowi rację.
- Może i prawdę mówisz - pokiwałam głową. - Kuba nic by mi tu nie pomógł, a i tak musiałby jechać, to lepiej,że pojechał wcześniej.
Trochę się uspokoiłam ale tylko trochę, bo nadal byłam w rozterce i mimo,że przyznałam bratu rację, to nie opuszczało mnie poczucie zawodu. Może ja jestem rzeczywiście zbyt sentymentalna, reaguję emocjonalnie, a nie obiektywnie, myślałam. W końcu Kuba wiedział, że nie zostaję sama, a skoro bratowa zasugerowała mu, że jak będzie taka konieczność to zabiorą mnie do siebie na czas kuracji, to zdecydował się jechać. Na pewno gdybym była sama to nie zostawiłby mnie, pocieszałam się.
Po kolacji brat pojechał, a bratowa została ze mną. Byłam padnięta. Nie miałam siły ani na rozmowę, ani na oglądanie telwizji. Stasia przygotowała mi spanie, pomogła się rozebrać, umyć, a właściwie to sama mnie umyła, bo ja nawet szczoteczki do zębów nie mogłam utrzymać w ręce i ułożyła mnie do snu. Dosłownie ułożyła jak kalekę, bo w każdej pozycji było mi niewygodnie. Połknęłam podwójną dawkę tabletek przeciwbólowych i czekałam na sen. Chciałam jak najszybciej zasnąć, żeby nie myśleć, żeby nie czuć bólu i niewygody. Nie było to takie proste. Męczyłam się prawie do północy, aż w końcu zasnęłam. Spałam do samego południa. Kiedy się obudziłam bratowa siedziała na fotelu i czytała gazetę.
- Jezus Maria, Stasiu - chciałam się zerwać z pościeli i nagle zawyłam z bólu. Bolało mnie dosłownie wszystko, każdy mięsień, każdy centymetr ciała. Uniesienie ręki tej poobdzieranej powodowało taki przejmujący ból, że o mało nie zemdlałam.
- Co się stało - zerwała się bratowa. - Co ci podać.
- Nic, tylko przypomniałam sobie, że trzeba iść do lekarza po zwolnienie, a tu już południe...
- Spokojnie, nie ma potrzeby - uśmiechnęła się i usiadła z powrotem. - Miruś wszystko załatwił.
- Jak to Miruś, co ty chrzanisz? - Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. - przecież Mirek wczoraj po kolacji pojechał, to jak załatwił?
- Grażynko, Miruś przyjechał rano o ósmej, zrobił po drodze zakupy, był w Ośrodku, zawiózł L-4 do twojej firmy, zjedliśmy śniadanie i pojechał do mamy do Katowic, a ty spałaś jak w narkozie. Chciał cię budzić ale mu nie pozwoliłam. Masz miesiąc zwolnienia, na razie - poinformowała mnie. - Wybyczysz się za wszystkie czasy, żeby się tylko wszystko dobrze goiło. Zrobię ci coś do jedzenia.
Zamknęłam oczy i znowu się rozbeczałam. Stasia poszła robić mi śniadanie, a ja chlipałam jak zasmarkane dziecko. W takich chwilach człowiek docenia rodzinę. Jak to dobrze, że oni przyjechali. Kuba sam by sobie nie poradził ze wszystkim. On nie jest tak operatywny jak Mirek, ani taki domyślny. Brat bez proszenia pozałatwiał wszystko i chciało mu się rano gnać taki kawał drogi i nawet mi nie powiedział. Pewnie się wczoraj umówili z bratową. To spryciarze. Pewnie Miruś chciał też oszczędzić żonę, bo do Ośrodka jest ponad cztery kilometry, a do mnie do pracy drugie tyle. Zanim by się dotelepała autobusem, to straciłaby kupę czasu i nadreptałaby się co niemiara. On o wszystkim myśli. Szkoda, że Kuba chociaż w jednej setnej nie jest taki, westchnęłam i chyba go już nie nauczę.
Śniadanie jadłam w samo południe. Potem kawa i jeden papieros. Nawet nie bardzo chciało mi się palić.
- Może chcesz się umyć - spytała Stasia. - A jak nie to przyniosę tu miskę z wodą i jakoś cię ochlapię - dodała czekając na moją decyzję.
- Kochana - jęknęłam. - Nie dam rady. Ledwo kanapkę utrzymałam w ręce. Boję się wstać, a już od godziny chce mi się sikać i nie wiem jak to załatwić.
- To może pampersa? - Zaśmiała się. - Jak chcesz to mam cztery, bo Miruś przywiózł na wszelki wypadek, zostały w domu od wnuczki.
Chciałam się roześmiać, bo jak pomyślałam, że mam sikać do pampersa to dostałam chichotu ale tylko wydałam tłumione pomruki, żeby znowu nie bolało.
- Daj spokój z pampersem, jakoś mnie podprowadzisz i może się uda na kibelku.
- No to idziemy - bratowa pomogła mi się zwlec z łóżka.
Dowlokłam się do łazienki ale usiąść to był już problem.
Z wielkim trudem udało się. Kiedy Stasia zdjęła mi bluzkę od piżamy, to się przeraziła. Ja za chwilę też. Moje ciało było pokryte fioletowymi wybroczynami. Siniak na siniaku, od ramion, poprzez piersi, brzuch aż do nóg.
- Wyglądasz jakby cię ktoś turlał po kamieniach - stwierdziła.- A plecy i pupa to jeden fiolet.
- No bo się turlałam po schodach jak worek kartofli.
- Masz i tak szczęście, że głowa cała i na twarzy nie ma żadnych śladów - pocieszyła mnie. - Nie ma co, zabieramy cię do siebie - zdecydowała. - W takim stanie nie możesz zostać sama. Miruś przyjedzie pod wieczór, a teraz powiedz co mam ci zapakować.
Nie bardzo uśmiechało mi się jechać do brata. Nie chciałam im robić kłopotu,
a oprócz tego nie wiedziałam jak się będę czuła. Może trzeba będzie pójść do szpitala. Tutaj mam znajomych lekarzy, pielęgniarki, a tam obcy szpital. Nie, to nie jest dobry pomysł. Uznałam, że muszę dać sobie radę. Dzień dwa się pomęczę, a potem już będzie lepiej, a może Kuba wróci jak wszystko pozałatwia.
A czemu on nie dzwoni, przypomniałam sobie.
- Dobrze Stasiu - zwróciłam się do bratowej. - Pogadamy za chwilę, a teraz powiedz mi czy dzwonił Kuba, bo napisał, że zadzwoni.
- Ja nie słyszałam telefonu. Też się zastanawiam czemu nie dzwoni - wzruszyła ramionami. - Może dzwonił jak byłam po gazety w sklepie ale to ty byś się obudziła, bo telefon masz przy tapczanie.
- No dobra, może i dzwonił, widocznie nie słyszałam - powiedziałam z niechęcią, bo znowu mi było wstyd, że nawet nie dzwoni żeby zapytać co ze mną. Ledwo dokończyłam ostatnie słowo jak odezwał się dzwonek.
Stasia dobiegła, bo ja dopiero byłam w progu pokoju. Podała mi słuchawkę, dając znak, że to Kuba.
- No co tam u ciebie - zaczęłam pierwsza. - Skradziono ci coś?
- Nie - usłyszałam z drugiej strony. - To nie było włamanie. Jakieś łebki tej samej nocy w kilku mieszkaniach w moim bloku i w dwóch sąsiednich, robili sobie zabawę. Wpadali na klatkę, z buta kopali w drzwi i uciekali. Piętro niżej u znajomego zrobili to samo co u mnie. Naćpani byli albo wypici. Jeszcze ich nie złapali.
- To głupole - skwitowałam krótko. - Wstawiłeś nowy zamek.
- Tak, oczywiście - odpowiedział.
Zaczął opowiadać jak się poirytował,o rozmowie na Policji, o tym, że sąsiedzi nie spali całą noc tylko pilnowali jego mieszkania, które Policja zakleiła taśmą itp. Czekałam kiedy zapyta o moje samopoczucie, o wyniki badania w szpitalu, o cokolwiek, a tu nic. Tak jakby nic się nie stało. Żadnego pytania, ani słowa współczucia, zainteresowania, tylko bez przerwy o jego problemie i przeżyciach.
Nie mogłam już tego słuchać, więc spytałam bezczelnie
- A ty się mnie o nic nie zapytasz?
Chwila milczenia i
- Ano właśnie, chyba już dobrze, skoro możesz mówić i nie skarżysz się na nic.
- Co ty mówisz!? - wydarłam się jak przekupka. - Jak możesz! Nie dość, że wyjechałeś chociaż prosiłam, żebyś poczekał, to nie raczyłeś zaraz zadzwonić tylko dopiero po południu i nie pytasz jak się czuję? Tego się nie spodziewałam. Jesteś egoistą, egocentrykiem i w ogóle nie mam ochoty już z tobą rozmawiać. Cześć!
Z wściekłością rzuciłam słuchawkę na tapczan. Byłam tak roztrzęsiona, że bratowa się wystraszyła.
- Grażyna połóż się bo się cała trzęsiesz, ciśnienie ci skoczy - próbowała mnie uspokoić i położyć. - Po co się tak denerwujesz, to nic ci nie da. Leki weź lepiej, bo zapomniałyśmy.
- Stasiu, daj mi spokój z lekami - odepchnęłam jej rękę. - Mnie się świat wali na głowę a ty mi o lekach, o ciśnieniu. Czemu niektórzy faceci są tacy durni, bezmyślni - zawodziłam. - Czemu Kuba jest taki...jest taki...dupek - wydusiłam to o czym czasem myślałam, a czego nie chciałam głośno powiedzieć. - Taki samolubny dupek! Czemu ja całe życie tylko na takich trafiam. Czy ja mam jakiś magnes, co przyciąga dupków, nieudaczników, alkoholików, maminsynków? Na czole mam napisane - chodźcie do mnie, ja was pocieszę, nauczę, pomogę, będę za was myśleć. No powiedz coś!