Witam Cię miły gościu.

Zaglądasz do mnie, jakże mi miło.
Zostaw komentarz, swój link, żebym mogła Cię odwiedzić, jeśli mnie zaprosisz.

Jeśli przemkniesz bez śladu, może nie będę płakać ale będzie mi smutno.


Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 czerwca 2010

Po burzy


Dziwne jest nasze życie, takie nieustabilizowane jak przyroda. Nie ma nic pewnego. Plany sypią się w drobny mak. Marzenia pozostają nadal tylko marzeniami. Obietnice, stoją w miejscu, tylko czas pędzi nieubłaganie naprzód. Już połowa czerwca, a ja jestem ze wszystkim jeszcze w kwietniu. Dosłownie. Te wszystkie zamiary, nadzieje jakie wiązałam z nadejściem wiosny pozostały tylko w mojej głowie. Od kwietnia nic się nie zmieniło. Przestałam pisać swoje opowiadania, które dawały mi radość tworzenia, a także dość znaczący zastrzyk finansowy. Nie wiem co się stało z moim dawnym zapałem, a może wena uleciała i już nie wróci? Córka dalej nie szuka pracy, koszty utrzymania rosną, zaległości w płatnościach też, a ja czekam bezproduktywnie sama nie wiem na co.
Cud się nie zdarzy, nikt nie sprezentuje mi paru tysięcy złotych, a totka nawet przestałam grać, bo ostatnio nawet trójki nie udało mi się trafiać. Kiedyś to i czwórka od czasu do czasu była. Kompletna posucha u mnie w głowie, w chęciach do czegokolwiek i w planowaniu. Po co planować skoro i tak nic nie robię. Lenistwo u mnie przybiera na sile. To już jest mega lenistwo. Od kwietnia zbieram się porobić porządki w szafach, w regale i dalej wszystko jest tak jak było. A ja tylko upycham ciuchy na półkach, na fotelu. Zaczęłam kosić przerośniętą trawę dokoła domu. trochę skosiłam ale w połowie przestałam. Doszłam do wniosku, że po cholerę to kosić skoro za tydzień i tak odrośnie. Pokrzywy już niedługo będą wyższe ode mnie. Patrzę na to badziewie i tylko wzruszam ramionami. Totalny tumiwisizm. Myślałam, początkowo, że to tzw, przesilenie wiosenne, potem, że chwilowa stagnacja po katastrofie pod Smoleńskiem, potem ulewy i powodzie, teraz znów upał nie do wytrzymania. Wszystko jest takie nieprzewidywalne. A tu cholera znikąd pomocy. Cokolwiek chciałabym zrobić czy naprawić przy domu, za wszystko trzeba płacić. Wiele sama potrafię i umiem zrobić ale mi się nie chce. Po prostu nie chce. Nawet do mamy mi się nie chce pojechać, bo wiem, że brat jeżdzi co tydzień więc ja sobie spokojnie koczuję w domu, a mama czeka. Wprawdzie rozmawiam z nią po dwa razy dziennie ale wiem, że chciałaby mnie zobaczyć, na żywo. Tak się cieszyłam, że udało mi się schudnąć 10 kilogramów ale teraz czuję, że znów trochę przytyłam. Nie ruszam się i tyle. Siedzę przy komputerze, opycham się kanapkami i tyję. Chociaż z tym muszę zrobić porządek, bo nie chce wracać do dawnej wagi. Na dzisiaj już dość skamlania. Idę spać, bo zaraz świt. Już słyszę pobudki ptaszków. Ładnie śpiewają.
Zatytułowałam post " Po burzy', a nic o burzy nie napisałam. A burza była gigantyczna. Od dziesiątej w nocy do drugiej lało jak z cebra, a pioruny trzaskały raz za razem, tak z ja nawet miałam stracha chociaż lubię i burzę i nie boję się.
Błyskawice były tak duże i często, że można przy ich świetle było czytać książkę na polu. Przez jakiś czas nie było prądu ale nie za długo. Na szczęście piorun nie rozwalił transformatora.